Lubię młodzieżówki, dlatego Wynajmij sobie chłopaka to książka, którą z chęcią zamówiłam i z wielką ochotą zaczęłam czytać. Moją ochotę potęgowała także informacja, że na podstawie książki powstał film produkcji Netflixa. Jednak czy ta romantyczna opowieść okazała się strzałem w dziesiątkę? Zapraszam na kilka słów o książce oraz o filmie.
PREMIERA 15 MAJA 2019 roku
Najpierw na tapetę wezmę papierową wersję autorstwa Steve Bloom, która nieco różni się od produkcji filmowej. Książka zaczyna się od bardzo ważnej dla głównego bohatera Brooks’a spotkania z doradczą w sprawie przyszłych studiów. Chłopak właśnie zaczyna ostatni rok szkoły średniej a jego plany obejmują studia na Columbii (wchodzącej w skład Ligi Bluszczowej). Aby się tam dostać musi poświęcić rok na poprawę swoich wyników oraz na zarobek na czesne. Dlatego kiedy trafia mu się okazja zabrania na bal absolwentów kuzynki jednego z bogatych chłopaków ze swojej szkoły, nie waha się. Zwłaszcza, że za jeden wieczór zarobił tyle, co przez miesiąc w knajpie z kanapkami. Tak właśnie wpada na pomysł oferowania swojej osoby na randki/bale/imprezy dla córek majętnych rodziców, który okazuje się prawdziwą kopalnią złota. Jak to bywa w takich książkach, Brooks poznaje intrygującą i dziwną Celię oraz piękną i ponętną Shelby. Dla jednej z nich straci głowę.
Jeśli pragniesz wyciągnąć z tego czytadła wiele ważnych refleksji, analiz lub innego spojrzenia na miłość nastolatków – niestety tutaj tego nie znajdziesz. Wynajmij sobie chłopaka to dość lekka historia z banalnymi i stereotypowymi rozwiązaniami. Opowieść zwiera biednego chłopaka wkraczającego w życie uprzywilejowanych ludzi, gdzie zaczyna widzieć siebie. Jednak jego droga do dojrzałości okazuje się spłycona. Sam pomysł na historię jest ciekawy i myślę, że gdyby autor pokusił się na analizę dojrzewania nastolatków, relacji damsko-męskich oraz przyjacielskich – mogłoby wyjść zupełnie lepiej.
Oczywiście książka ma swoje zalety, jak na przykład dialogi oraz relacja między Brooksem a Celią. Pokazuje też walkę z akceptacją siebie. Jednak to wszystko, to za mało, aby książka była ponadprzeciętna. Steve Bloom ma lekkie pióro, więc jest to okazja do spędzenia bardzo przyjemnego i szybkiego wieczoru z romansem dla nastolatków.
Po przeczytaniu książki, zabrałam się za produkcje filmową o tym samym tytule. W rolach głównych wystąpili Noah Centineo oraz Laura Marano. Czy książka zawsze jest lepsza niż film? Niekoniecznie. Ja porównuje obie wersje na podobnym poziomie.
Scenariusz różni się od papieru w kilku kwestiach, ale nie wpływa to na przebieg całej historii. W dalszym ciągu mamy do czynienia z rozrywką dla niewymagających odbiorców. Wątki nie są oryginalne, a wręcz dość przewidywalne. Bez spoilerów można domyślić się zakończenia całej opowieści. Humor jest w porządku, ale bez rewelacji.
W tym romansie można podziwiać bajerancki samochód, ładne domy, przyjemnych aktorów. Główni bohaterzy są zgraną parą, na którą się dobrze patrzy i widać, że swobodnie czują się we własnych towarzystwie. To chyba jest największy plus tego filmu.
Podsumowując, Wynajmij sobie chłopaka w przypadku książki, jak i filmu, nie wzbudził mojego entuzjazmu. Mimo, że jestem niepoprawną romantyczką i uwielbiam takie historie, to opowieść o zagubionym nastolatku nie odznaczyła się niczym wartym zapamiętania. Film polecam na luźnych wieczór dla fanek Noah Centineo (znanego z Do wszystkich chłopców, których kochałam).
Wynajmij sobie chłopaka
Autor: Steve Bloom
Wydawnictwo: YA!
Tytuł oryginału: The Stand-In
Data wydania: 15 maja 2019
Liczba stron: 360
Kategoria: literatura młodzieżowa
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu YA!
Jeszce się zastanowię.
Film chętnie obejrzę, ale na książkę szkoda mi czasu, skoro nie zachwyca.
Chciałam tę książkę przeczytać, ale po Twojej recenzji mam wątpliwości. Spodziewałam się, że nie będzie to coś niesamowitego, ale myślałam, że znajdą się tam jakieś poważniejsze wątki. Lubię od czasu do czasu przeczytać jakąś prostą książkę, przy której nie trzeba myśleć, ale ta raczej wypadnie z mojej listy
Szkoda, że historia nie zrobiła na Tobie wow 🙁 Ja sama jakoś nie czuję się przekonana do niej i nie wiem, czy jest sens, żebym czytała lub oglądała. Choć może być dobrą pozycją na odpoczynek po sesji… Zobaczy się 🙂