To moje drugie podejście do książek Louise Candlish, które uważam za średnie. Tuż za ścianą przeczytałam w poprzednim roku i oceniłam ją przeciętnie. Tym razem Ostatnie piętro dostało ode mnie nieco lepszą ocenę, ale dalej mieści się w środku skali.
Ellen – kobieta, mężatka, matka dwójki dzieci. Postać dobrze zbudowana psychologicznie, co było plusem. Głównym wątkiem była śmierć pierworodnego syna Lucasa, z czym Ellen nie może sobie poradzić i obwinia jego przyjaciela. To przeradza się w obsesje i dążenie do zmiany jego kary, a jak to nie pomaga – zostaje wymierzenie sprawiedliwości w samosądzie. Kolega syna znika. Jednak, jak to bywa w thrillerach, książka rozpoczyna się, kiedy kobieta ponownie dostrzega postać Kierana na ostatnim piętrze bloku obok. W trakcie lektury wyjaśniają się sprawy, wydarzenia z przed lat, wszystko nabiera tempa.
Opis fabuły bardzo mnie przyciągnął, wydawał się ciekawy i wciągający. Do jakiegoś czasu faktycznie byłam wciągnięta w historię i zaciekawiona dalszymi losami głównej bohaterki. Jednak w pewnym momencie, sama nawet nie wiem, kiedy rozważania Ellen straciły moją uważność i reszta książki upłynęła mi w potrzebie zakończenia tej opowieści.
Ostatnie piętro nie jest książką bez zalet, ale chyba do mnie tym razem nie przemówiły. Nie byłam zżyta z bohaterką, nie przeżywałam jej tragedii, nie identyfikowałam się z jej emocjami. To wszystko sprawiło, że byłam obok i nie mogłam wejść głębiej. Z jednej strony rozumiałam mechanizm złości i nienawiści do wroga, który pozwalał uporać jej się z bólem po stracie, z drugiej strony Ellen nie miała do zaoferowania nic więcej poza te przykre emocje. Książka była ok, ale brakowało mi w niej czegoś, czego nie potrafię nazwać. Mimo wszystko polecam dla fanów thrillerów psychologicznych, skupiających się na przeżyciach wewnętrznych bohaterki.
Ta książka znajduje się na mojej liście tych obowiązkowych do przeczytania.